środa, 9 września 2009

Przygody w Amazonii

Pewnego dnia Szef obudzil sie na kacu, i zadzwonil do nie-powiemy-jakiego-kraju. Kraj ten jest dla Szefa o tyle istotny, ze znajduje sie w nim rezydencja Szefa. (dla wiernych czytelnikow - tak, to ten sam kraj w ktorym Szef mieszka otoczony fabrykami bananow oraz gdzie w sasiednim miasteczku mieszka okolo miliona wielbicielek Szefa).

Zolnierz Lucas, zajmujacy sie pod nieobecnosc Szefa pilnowaniem domu Szefa, odebral telefon. Zolnierz zostal strozem domu Szefa an czas podrozy Szefa do Polski. Podroz ta miala trwac tydzien-dwa, ale przedluzyla sie do wielu miesiecy. Zolnierz jednak nie narzekal, poniewaz praca nie jest zbyt ciezka, a wsrod obowiazkow czlowieka strzegacego domu Szefa sa takie elementy, jak:

- korzystanie z zasobow baru Szefa.

- siedzenie na fotelu Szefa.

- otwieranie zlotej klatki Szefa aby wypuscic... no, zreszta niewazne.

- wyjazdy na patrole samochodami Szefa wkolo domu Szefa. Patrole siegaja czasami tak daleko, jak do Cancun, Mexico City, a raz nawet do Las Vegas. Po cholere tak daleko patrolowac, nikt nie wie, ale podobno swoje znaczenie ma fakt, ze Szef placi za banzyne...

- Odwiedzanie wielbicielek Szefa i tlumaczenie im, dlaczego Szef jeszcze nie wrocil z ,,konferencji w Europie,, i czy w zwiazku z tym nie pociesza sie towarzystwem zwyklego Zolnierza Jelopa...

- ... uciekanie pod spadajacymi nozami, walkami do ciasta, talerzami i garnkami, ktorymi obrazone wielbicielki Szefa ciskaja w bezczelnego Zolnierza.

- ... i inne tym podobne rozrywki. Mozna wiec powiedziec, ze praca w ochronie domu Szefa to czysta przyjemnosc, w przeciwienstwie do ciezkich i wymagajacych zadan, ktorymi zwykle Szef czestuje swoich Zolnierzy zapewniajac tym samym, aby sie nie nudzili.

- Haloooo? - odebral sluchawke Zolnierz Lucas.

- To ja, Szef.

- O jezu! - w tym momencie Zolnierz spadl na ziemie z lezaczka przed domem Szefa i rozlal pieczolowicie przygotowane cuba libre ktorym rozpoczyna sie kazdy pracowity dzien przy pracy w ochronie domu Szefa.

- Nie zaden jezu, a ja, Szef - wycedzil nerwowo Szef - co tam robisz, Zolnierzu?

- No Szefie, wiadomo - pracuje. Pilnuje domu Szefa przed zakusami wrogow Szefa. Kupa pracy, jak zwykle. Jestem niezwykle zmeczony, ale wiadomo - sluzba! A wrogowie Szefa wciaz knuja jak dostac sie do domu.

- Jakby moi wrogowie nie wiedzieli, ze pod nieobecnosc Szefa bezsensem byloby atakowac dom Szefa - stwierdzil Szef.

- No tak - zgodzil sie Jelop Zolnierz i zmienil temat - Z czym Szef dzwoni? Jak przebiegaja sprawy w Polsce? Czy Szef niedlugo bedzie wracal w domowe pielesze? - zapytal.

- E, nie. Szef ma za duzo wielbicielek oraz interesow w Polsce, zeby wracac na to tropikalne zadupie. Banany rosna zdrowo i bez mojej obecnosci.
- Uff.. To znaczy, szkoda Szefie, bardzo zaluje, bo dawno juz Szefa nie widzialem - przypochlebil sie Zolnierz.

- To sobie zobacz zdjecie Szefa na blogu Szefa, Jelopie - powiedzial Szef - dosyc tych pierdul. Jest robota. Jest pomysl. Nowy pomysl Szefa. Jak wiesz Zolnierzu, mamy wiele waznych interesow bananowych w rejonie Amazonii.

- Wiem Szefie, wiem. Naturalnie, naturalnie.

- No ale nie mamy tam zadnej realnej sily, rozumiesz o czym mowie?

Szef zaczekal, az informacja przeniknie do mozgu Zolnierza jelopa i zostanie tam przetrawiona.

- Potrzebna mi armia do dzialania w Amazonii. We wszystkich krajach. W Kolumbii, Wenezueli, Brazylii, Peru, no i naturalnie w Boliwii gdzie wciaz mam pewna wielbicielke ktora od kiedy raz mnie zobaczyla, wciaz o mnie mysli - rozmarzyl sie Szef, po czym kontynuowal - potrzebuje oddzialu MOCNYCH LUDZI. ODDZIALU STRACENCOW. UZBROJONYCH I NIEBEZPIECZNYCH. Beda wykonywac dla mnie misje w dzungli.

- Szefie, przy zasobach Szefa nie bedzie zadnego problemu ze zwerbowaniem odpowiednich ludzi. Ale Szefie, kto mialby tym oddzialem dowodzic?

- E, to nie problem. Wezmie sie ochotnika - stwierdzil Szef.

- No tak, ale przeciez zeby dzialac w takiej dzungli, gdzie jest goraco i niebezpiecznie, musialby to byc wyjatkowy fanatyk. Skad wezmiemy takiego ochotnika? - zaniepokoil sie zolnierz jelop.

- E, to zaden problem. Juz go mamy. Ty jestes tym ochotnikiem Zolnierzu.

- Ale Szefie... - Zolnierz o malo nie dostal zawalu w tym momencie.
- Nie dziekuj, nie dziekuj. Wiem, ze juz sie rwiesz do akcji. Jedz do najblizszych koszar, kup caly potrzebny sprzet, wez ludzi. Samolot juz czeka.

I tak Zolnierz chcac niechcac wyruszyl na kolejna misje Szefa...
Na poczatku nowo utworzony oddzial polecial do srodka dzungli, aby przygotowywac sie do misji i trenowac.
Przeplywanie rzeki na tratwie na ktorej plynie sprzet Szefa. Tekstem dnia jest okrzyk jednego z ludzi: PRAWIDZIWI MEZCZYZNI PRZEPLYWAJA RZEKI W BUTACH!


Trening kondycyjny - do uderzen maczeta:


A w obozie popisywanie sie, kto jest lepszy i sprawniejszy:

Wreszcie oddzial wyruszyl w malych grupach i w parach na ,,polowanie,, jak to nazywa Szef. W polowaniu chodzi o dopadniecie jak najwiekszej ilosci Zolnierzy konkurencji i pozbawienie ich glow. Glowy Szef zawsze prosi konserwowac i wysylac do rezydencji Szefa. Szef jest czlowiekiem przyszlosciowym, i planuje zrobic ,,muzeum wojen bananowych,, jak juz uzbiera wystarczajaca liczbe eksponatow.


Jeden z poscigow, final usuniety ze wzgledu na drastyczne tresci:



A To mial byc wiekopomny filmik ze sceny usuwania jednego z wrogow Szefa. Niestety Zolnierzom Jelopom pomieszalo sie w glowach od tej dzugli, i nie dosc ze zaatakowali wlasny oboz, to jeszcze dopiero po jakims czasie zorientowali sie, ze probuja zarznac jednego ze swoich...


Nowy plac zabaw Zolnierzy Szefa:

Misje Szefa nie sa lekkie...
Ale jak mawia Szef ,,Ludzie dziela sie na tych, ktorzy graja na fortepianach, i na tych, ktorzy nosza fortepiany,,.
Szefie, ja chcem do domu!

Brak komentarzy: