niedziela, 30 listopada 2008

SIKANIE NA WULKANIE

Szef nie jest czlowiekiem zupelnie bezdusznym. Nie jest, jak niektorzy mu zarzucaja, bezwzglednym likwidatorem, terminatorem naszych czasow, czlowiekiem bez sumienia, capo di tutti capi, bezlitosnym rekinem biznesu bananowego poszukiwanym przez interpol i policje narodowe 25 panstw.

Szef tez jest tylko czlowiekiem.

Szef rowniez lubi miec marzenia...

Marzeniem Szefa bylo od dawien dawna zobaczyc z bliska plujacy lawa, aktywny wulkan.

Szef juz od dziecka pragnal znalezc sie na aktywnym wulkanie, aby nasiusiac do lawy, i sprawdzic, co sie wtedy dzieje z sikami.
Administracja Wycieczki Szefa zalatwila Szefowi spelnienie jego marzenia. Wyposarzeni w odpowiednie ilosci plynow nawadniajacych (zeby bylo czym sikac) wybralismy sie na wycieczke, i zanieslismy Szefa na wulkan Szefa.
Wyprawa wiodla przez interesujace okolicznosci przyrody...

Niestety, dla ochrony naszych narzadow zewnetrznych postanowilismy nie spelniac marzenia Szefa o nasikaniu do lawy. Goraco juz kilka metrow od plonacej skaly bylo grozne dla zdrowia.

Na dodatek, na wulkan z nami wpierdolila sie cala banda roznych wycieczek, i nie bylo tam nawet jednej dziewczyny, ktora godna bylaby, aby Szef chocby przelotnie o niej pomyslal. Ci gringos byli tak bezczelni, ze zaslaniali Szefowi widok na lawe, gdy Szef ustawial sie do zdjecia.

Zolnierze na szybki, oczami wydany rozkaz Szefa wrzucili tych zuchwalcow do lawy. Alez Szef mial wtedy ucieche!
Glownym bohaterem tego filmiku jest Zolnierz OLO. Zapytany o to, co sadzi o ludziach, ktorych wlasnie powrzucal do lawy odpowiada:
- Wlasnie jestesmy na wulkanie i mogli nie wkurzac Szefa.

Po tej przygodzie i poznym powrocie Szef stwierdzil, ze juz rzyga tymi wulkanami. Gdzie sie w tym kraju nie ruszymy, wszedzie wkolo wulkany i wulkany...

Dlatego Szef wydal w miescie nakaz, by zaslonili wulkany, i urzadzili prawdziwa, europejska GWIAZDKE:

SZEF NA WYBORACH MISS

Ledwie przyjechalismy do miasteczka Panajahel, zyjacy tu koledzy Szefa przygotowali Szefowi niespodzianke. Otoz zorganizowali Szefowi wybory miss dla Szefa.

Z tej okazji zjechaly sie z calej okolicy wszystkie mlode dziewczyny, aby uczestniczyc w wyborach. Glowa jury chyba nie musimy pisac, kto byl?

Dla debili napiszemy - glowa jury byl oczywiscie Szef.

Nagroda dla najpiekniejszych trzech mialy byc:

1. Walizka falszywych dolarow (sponsorem byl Jorge Gonzales Manizales, miejscowy producent tego poszukiwanego produktu i przyjaciel Szefa. Pseudniom ,,Speedy Gonzales,,)

2. Kontener bananow (sponsorem byl Szef).

3. Puzderko pelne komponentu, ktory znajomi Szefa uzywaja do wsypywania do bananow, aby wzbogacic ich rozrywkowe i odzywcze wlasciwosci. Sponsorem byl znajomy Szefa ktory poprosil o anonimowosc, poniewaz znajduje sie przypadkiem (i zupelnie niewinnie) na liscie osob wspomagajacych ruchy narodowowyzwolencze (zwana tez lista organizacji terrorystycznych Amerykanskiego Departamentu Stanu).

Na tym jachcie odbywaly sie poufne rozmowy Szefa na temat interesow bananowych. Zolnierze karnie pilnowali trapu. Szef jak wiadomo, nie ufa miejscowym.


Nagroda glowna byla noc z Szefem, i to wlasciwie tylko wystarczylo, aby na wybory zjechaly sie TYSIACE DZIEWCZYN.

Coz jednak, skoro Szef ma GUST. Szef nie rzuca sie na byle towar. A poniewaz w gorach Gwatemali zyja glownie potomkowie MAJOW (to starodawny i bardzo madry narod indianski, ktory miedzy innymi dokonal wynalezienia miesiaca MAJA). A kobiety Majow sa troche na masie. Szef obrazil sie na swoich miejscowych kolegow za taka marna selekcje dziewczyn, i pozwolil sobie zaledwie na zrobienie jednego zdjecia na pamiatke. Potem wykopal kandydatki za drzwi, i wpadl w zly humor.

Zolnierze musieli ratowac sytuacje, bo Szef bez humoru to jak wiemy, STRASZNY SZEF.

Tym gorzej, ze u Szefa zaczela wzbierac OCHOTA SZEFA NA DZIEWCZYNE SZEFA.

Zolnierze zalatwili samolot, ktorym natychmiast przytransportowano do miasteczka odpowiedniej dla Szefa gustu urody, DZIEWCZYNY SZEFA.

A i Zolnierz skorzystal. Niestety...

Zaraz po sesji zdjeciowej Szef zabral dziewczyny w rejs jachtem po jeziorze, z ktorego wrocili dopiero nad ranem. To musiala byc, jak sie Zolnierze domyslaja, bardzo romantyczna wycieczka...
Wiec Zolnierzowi zostalo tylko zdjecie. Ale co najwazniejsze, Szef byl BARDZO ZADOWOLONY.
Sponsorem trzech nowych DZIEWCZYN SZEFA byl browar GALLO najwiekszy browar w Gwatemali. Ktorego produktow Szef tez stal sie zagorzalym wielbicielem.

SZEF WSTAPIL NA DZIALO...

Przez ostatnie dni nie dawalismy nowych postow, i to nie dlatego, ze sie nam nie chcialo, a ze jest problem z odczytaniem zdjec - na karte pamieci jedynego posiadacza aparatu (Zolnierza Jeden) zakradl sie wirus. Do czasu odzyskania zdjec poczekamy wiec z relacjami z takich aktywnosci jak:
- Zbiorowe sikanie na lawe czynnego wulkanu.
- Antigua.
Oraz najlepsze:
- Konkurs pieknosci nad jeziorem Atitlan, na ktorym Szef byl glownym gosciem i glowa jury.

Teraz kilka ostatnich zdarzen.
Po parodniowych perypetiach ekipa Szefa dociera do miasteczka Panajahel nad jeziorem Atitlan. Pobyt mial byc krotki i relaksujacy, bo juz sie wydawalo, ze to spokojne turystyczne i wrecz emeryckie miasteczko, w ktorym nic sie nie dzieje a nawet nie ma w zasobach porzadnego burdelu.

Ale zycie chcialo, ze akurat tutaj Szefa naszla OCHOTA SZEFA.

Jak juz sie nauczylismy, JAK SZEF MA OCHOTE TO MA, A JAK JEJ NIE MA, TO NIE MA.
Ta zlota zasada Szefa powoduje, ze czasem Szef spedza noc spiac, albo planujac swoje kolejne posuniecia na arenie handlu bananami - biznesu od ktorego zalezy odzywianie i dobre samopoczucie calego swiata.
Zolnierze wtedy albo sie nudza, albo bawia sie sami w lokalach z panienkami.

Teraz jednak Szefa naszla ochota i to nie byle jaka, tylko MEGA OCHOTA.

ZOlnierze znowu wiec musieli przedzierac sie przez mroczne zaulki w poszukiwaniu dziewczyny dla Szefa. A najlepiej calego tabuna, bo Szef z megaochota ma naprawde mega ochote!

Po wielu kontaktach z miejscowymi, ktorych glownym zajeciem w zyciu jest handel srodkami psychoaktywnymi, uslyszelismy pogloski o lokalu o nazwie EL CANONAZO (czyli po polsku ,,wielkie dzialo,,). Wedlug informacji miejscowych, w tym lokalu ludziom ktorym udalo sie wejsc do srodka, uslugiwaly najlepsze dziewczyny importowane specjalnie z Wenezueli, Kuby i Kolumbii.

Miejsce, ukryte sprytnie w zaulku za kosciolem katolickim i obok targowiska wyglada niepozornie... (poznaje sie, jak nam wyjasnili informatorzy, po zielonych murach)

Zapewnienia miejscowych o panienkach z dalekiego swiata okazaly sie niestety, grubo przesadzone. Ale jak wiadomo, w kazdym lamusie znajdzie sie jakas perla. I tu znalazlo sie ich nawet kilka. A co najwazniejsze, byly robotne niczym dzikie malpy.

Tu mala dygresja, powiedzenie o dzikiej malpie wzielo sie z lokalu w San Jose na Kostaryce, gdzie Szef oficjalnie zainaugurowal rozpoczecie zycia megaruchacza. ZOlnierz zainteresowal sie tam dziewczyna, ktora co prawda byla wybitnie entuzjastyczna i miala wspaniale cialo, ale jak Zolnierz Olo stwierdzil, ma ,,rysy malpy,,. Zolnierz nie zrazony tym ulegl pokusie przetestowania panienki. Gdy wrocil, stwierdzil - Moze i twarz malpy, ale pierdolila sie jak malpa ze wscieklizna,,.

hehehe...

Szef zniknal ze swoja wybranka na zapleczu na blisko 2 godziny. Trwalo to tak dlugo, ze Zolnierz Jeden zaczal bardzo nerwowo krecic sie po lokalu, sadzac, ze Szef zostal juz pokrojony na sztuki i sprzedany np. na hamburgery (w koncu jestesmy w Gwatemali, gdzie takie i jeszcze gorsze rzeczy sa na porzadku dziennym). ZOlnierz rozwazal nawet zbrojne wdarcie sie na pokoje panienek zeby sprawdzic, czy wszystko z Szefem w porzadku. ALe to nie bylaby dobra opcja, bo jak wiadomo Szef moglby sie zezloscic ze sie mu przeszkadza. A Szef bywa strasznym Szefem. Albo co gorsza, Szef moglby pomyslec, ze skradaja sie po niego jakies zbiry, i zastrzelic Zolnierza ze swojego zlotego ,,canonazo,, Szefa.
Na cale szczescie Szef z wybranka po 2 godzinach zjawili sie spowrotem. Panienka byla ledwie zywa i jestem pewien ze gdyby to trwalo jeszcze z 10 minut, to Szef zajebalby ja na smierc.

No ale tak to bywa, jak Szef ma mega ochote.

Szef usiadl, upil piwka, i wskazal reka w kierunku baru, a raczej ustawionego tam rzedu dziwek:

- Biezemy je wszystkie, Zolnierzu!...

Tego dnia Szef wyprawial rozne rzeczy, takie jak proba zostania w burdelu do rana (niestety nie dogadalismy sie z menagerem na temat abonamentu 24-godzinnego all inclusive, Menagerowi zalezalo bowiem na tym, by jego podopieczne przezyly do nastepnego dnia) ,wiec Zolnierz musial niemal sila zaprowadzic Szefa do hotelu.
Po drodze Zolnierz dokonal obserwacji okolicy baru, bo jak wiadomo, w takich miejscach w srodku nocy najlatwiej wpasc w zasadzke jakis bandziorow. Zostal zauwazony jeden pijaczek, ktory wyraznie zmierzal w kierunku Szefa. Zolnierz zasugerowal Szefowi pojscie przodem ulicy, a sam skryl sie za rogiem czekajac na wroga. Jednak pijaczek zanim doszedl do rogu, poslizgnal sie (zapewne na skorce od banana, ktora rzucil Szef) i skrecil sobie kark uderzajac o kraweznik.

O 8:00 rano Szef wstal, zjadl sniadanie, i wrocil do CANONAZO na male bombardowanie dzialem...

środa, 26 listopada 2008

CIUDAD GUATEMALA

Teraz powrot do rzeczywistosci. Wczoraj bylismy w stolicy kraju - ciudad Guatemala.

Gwatemala to kraj, w ktorym sytuacja wymaga szerszego opisu. Jest to kraj w Ameryce Srodkowej najbardziej dotkniety plaga bezkarnej zbrodni. Aktualny prezydent byl oficerem w czasach rezimu i udowodniono mu kilkanascie zabojstw politycznych. Jego glownym konkurentem w wyborach byl jego dawny szef - watazka rzadzacy krajem w latach 70 i 80, przez ktorego kraj splynal krwia, liczbe ofiar liczy sie na 200 do 300 tysiecy.
W zeszlorocznych wyborach do parlamentu zabito 60 politykow.
Ale rezim wladajacy krajem (miejscowi mawiaja, ze cala Guatemala rzadzi 7 rodzin) ma sie dobrze. Jego czlonkowie zyja w palacach otoczeni zbrojna straza i wysokimi murami. Policja i wojsko chronia nie ludzi, a pozycji wladzy.
Zwykli ludzie pozostawieni sa samym sobie. Przestepczosc szaleje. Kogo stac, ten wynajmuje prywatnych ochroniarzy (na przyklad naszego Szefa stac!). Nawet budki z hamburgerami czy sklepy spozywcze sa strzezone przez uzbrojonych w shotguny lub karabinki szturmowe ochroniarzy.
W Gwatemali, kraju 13 milionow mieszkancow, jest srednio 20 zabojstw dziennie. Z tego polowa ma miejsce w stolicy.
Miasto nie wydaje sie bardzo grozne. Jest duzo bardziej przyjazne, niz Managua czy Tegucigalpa. Ale tylko z wygladu. Wzgledy porzadek na ulicach i ich czystosc nie ukazuja prawdy o tym, co dzieje sie w nocy.
Obecnie trwa wojna maras (gangow, glownie MS13, M18) z komunikacja miejska. Kierowcy, ktorzy nie zaplaca haraczu za przejazd przez dzielnice kontrolowane przez maras, sa zabijani po przejechaniu paru ulic. Likwiduja ich sicarios na motorach. podjezdzaja pod boczna szybe kierowcy i oddaja kilka strzalow. Przewaznie trafiaja w glowe. Od poczatku roku do wczoraj, jak przeczytalismy w gazetach, zabito 126 kierowcow autobusow i 35 pomocnikow (bileterow).
KIerowcy, ktorzy jezdza po zmroku, to prawdziwi desperaci. Wyglada na to, jakby sie czyms wspomagali. Glosna muzyka techno, gwaltowny styl jazdy, swiatla dyskotekowe i podwojna wysokosc oplaty za przejazd. Jezdzac noca po obrzezach miasta widzielismy miedzy innymi ostrzelany autobus, wkolo karetki, telewizja i policja. Tu na takie zdarzenia miejscowi wlasciwie juz nie zwracaja uwagi. Oto filmik z naszych nocnych eskapad autobusami w Gwatemala City:
Maras to drobne gangi degeneratow. POdczas ulicznych napadow na przechodniow, gdy czlowiek nie ma przy sobie nic wartosciowego, zabijaja go dla samej zabawy. Sa praktycznie bezkarni. Na tysiac zabojstw w Gwatemali zaledwie kilka-kilkanascie podejrzanych osob staje przed sadem.
Z DZISIEJSZEJ GAZETY - oto spis kilku zaledwie incydentow z poprzedniego dnia:
3 taksowkarzy po wyjsciu z zabawy na dyskotece jedzie swoim samochodem do domow. Na szosie z 2 stron podjezdzaja do nich samochody Maras. Ostrzeliwuja taksowke, az wszyscy pasazerowie sa zabici.
Do ludzi siedzacych w kawiarni otwiera ogien kilku mezczyzn. Gina 3 przypadkowe osoby, 5 jest rannych.
W wiosce pod miastem 19-letnia dziewczyna wychodzi na dyskoteke. Nie wraca do domu na noc. Zostaje znaleziona nad ranem, z sladami wielokrotnych gwaltow oraz uderzen od noza i maczety, martwa.
Trzech ludzi, siedzacych w sklepie po zamknieciu - do sklepu wchodzi 2 mezczyzn i zabija jednego z nich.
Facet, jadacy samochodem przez jedna z ubogich dzielnic miasta, ma problem z silnikiem. Zatrzymuje sie i dzwoni po pomoc drogowa. Przejezdzajacy gangsterzy zabijaja go z pistoletow.
We wszystkich tych przypadkach sprawcy sa nieznani. Policja nie wie nawet, kogo szukac. Ewentualni swiadkowie nie sa skorzy do rozmow z prokuratorami, ktorym tez sie nie pali do scigania Mar.
Mary nie atakuja wielkich firm, wielkiego biznesu. Te sektory sa w rekach ludzi powiazanych z rzadzacym rezimem. Mary znaja swoje miejsce i wiedza, z kim nie warto zaczynac wojny. Atakuja zwyklych ludzi, drobnych ciulaczy i nie maja zadnych skrupulow. Po wydarzeniach z baru Cocolito nie czujemy sie tu komfortowo i rezygnujemy z cowieczornego poszukiwania barow z tania miloscia i jeszcze tanszym piwem. Grzecznie o godzinie 21:00 zamykamy sie w hotelu i idziemy spac. Nie jestesmy z tego dumni, ale powinniscie zrozumiec. Nawet Szef nie mial tej nocy ochoty na panienki... Byc moze nam zolnierzom (fajnym ale troche debilowatym) uratowalo to zycie.
Nocny sklep w stolicy:
Palac kultury na placu centralnym, wzniesiony przez jednego z dyktatorow za sume, ktora postawila panstwo na skraj bankructwa:
Wszechobecne listy goncze (rozpoznajemy na nich niektorych ze znajomych Szefa)...

SALVADOR czesc III - MOZOTE

Tego dnia pobytu w Salvadorze wyruszylismy z Perquin do pobliskiej wioski Mozote. W tej historii nie ma nic zabawnego. W roku 1981 batalion zolnierzy rzadu salvadorskiego wpadl do wioski i uwiezil ponad 1000 jej mieszkancow w trzech roznych barakach. Nastepnej nocy wszyscy zostali wymordowani. Najpierw mezczyzni, potem dzieci, na koncu kobiety. Przezyla tylko jedna mieszkanka wioski, ktora schronila sie na drzewie jabloni gdy wywlekali wszystkich z domostw. Przez 4 doby ukrywala sie na drzewie, zanim wojsko nie odeszlo. Slyszala, jak zabijali jej dzieci. Dzis wioska jest miejscem pamieci po tym wydarzeniu. Atak mial, wedlug pomyslu komendanta armii zastopowac tworzenie sie partyzantki w rejonie. Efekt byl taki, ze po masakrze Mozote sily partyzanckie znacznie sie rozwinely, nadeszlo wielu nowych rekrutow i przez wiele lat caly ten sektor kraju byl terenem walk przeciw silom rzadowym. Skonczyly sie dopiero w roku 1992, gdy podpisano uklad pokojowy.
Miejsce w ktorym zabijano dzieci, dzis miejsce upamietniajace bol matek po smierci swoich dzieci:

Gorski rejon Perquin i Mozote:

Nasz powrot do Perquin (nie chcialo nam sie czekac na autobus):

Jak widzicie, w przeciwienstwie do ekipy emeryckiej, nie interesuja nas wylacznie zakupy w dobra whisky i restauracje z cappucino, w ktorych mozna zalatwic puszczanie polskiej muzyki. Mimo naszych glownych, rozrywkowych zainteresowan, staramy sie poznac tez historie odwiedzanych regionow i emocje kierujace ludzmi w nich zamieszkujacych.

Ta strefa swiata niestety jest miejscem wielu zbrodni, czesto popelnianych w obliczu prawa. Dlatego ludzie zyja tu szybko, ekspresyjnie, mocno. Mysla o tym, co bedzie dzis, czy beda mieli co jesc jutro, a nie o tym, co sie bedzie dzialo pojutrze.

wtorek, 25 listopada 2008

SALVADOR czesc 2 - PERQUIN

Wizyta u meksykanskiego przyjaciela Szefa niestety trwala tylko jeden dzien, bowiem przyjaciel musial wyjechac w interesach (bananowych naturalnie). Ale gorski klimat i swieze powietrze Perquin tak sie Szefowi sposobaly, ze postanowil aby zostac tu jeszcze troche.

Na pobyt Szefa wladze miasteczka zorganizowaly festyn, ktory zabepieczala miejscowa policja:
Niestety, w miasteczku nie bylo ZADNEGO z lokali, jakie Szef lubi najbardziej. Ale znalezlismy inne ciekawe zajecia rekompensujace brak mariachis i panienek na najblizsze 24 godziny.
Perquin jest bowiem miasteczkiem, ktore bylo centrum dzialan partyzanckich w okresie wojny w Salvadorze. Byli partyzanci bardzo ucieszyli sie z wizyty Szefa. Chetnie oprowadzili Szefa i jego Zolnierzy (Szef nie ma pelnego zaufania do miejscowych) po glownych miejscach walk, oraz po skladowiskach broni na wypadek wznowienia walk.

Opowiedzieli tez nam o sprytnym sposobem, w jaki zalatwili generala odpowiedzialnego za masakre w sasiednim Mozote. Podlozono ubrudzone krwia zwierzat radiostacje w poblizu miejsca wybuchu bomby. Helikopter z generalem na pokladzie zabral radiostacje i gdy wzniosl sie w powietrze, uzyto detonatora radiowego - w srodku radiostacji byla ukryta bomba. Tyle zostalo z generalskiego helikoptera:

Update z SALVADORU - czesc 1 - SZEF W SAN SALVADOR

Teraz male cofniecie w czasie. Wracamy do wizyty Szefa w kraju SALVADOR. Szef wstapil tu podczas turnee Szefa po Ameryce Centralnej na tydzien, zaproszony przez swojego przyjaciela, rowniez pracujacego w przemysle bananowym.

Pierwszym miejscem odwiedzonym przez Szefa byla stolica kraju. Jednak i atrakcje turystyczne miasta, i jego nocne zycie nie umywaly sie do bardzo wysmakowanych gustow Szefa.


Szef jest bardzo pobozny. Dlatego zaraz z hotelu skierowal swoje kroki do kosciola:
Szef wraca z zakupami przez targowsko San Salvador:


Juz nastepnego dnia Szef nakazal Zolnierzom wiezc sie do malej wioski Perquin w gorach na wschodzie kraju, aby odwiedzic swojego nie widzianego od czasow zakonczenia wojny partyzanckiej przyjaciela.

O przyjacielu Szefa niestety nie mozemy sie zbytnio rozpisywac z powodu tego, ze w mlodosci popelnil on kilka duzych bledow. Pewne (glownie amerykanskie) instytucje zawziely sie na tego skromnego, milego, sympatycznego, poboznego dzentelmena. Czyz te oczy moga klamac?... Przeciez sami widzicie, ze ten czlowiek nie mogl skrzywdzic nawet muchy...
Wiecej o przyjacielu Szefa na stronie:
Na ranczu, ktorego lokalizacji nie mozemy podac, przyjaciel Szefa zapewnil Szefowi panienki, alkohol, meksykanska muzyke oraz ulubiona rozrywke Szefa - strzelanie z kalasznikowa z celownikiem optycznym:

NASZA PODROZ PRZEZ KRAJE RYZYKA

Ruszylismy w glab Gwatemali w poszukiwaniu jeszcze mocniejszych wrazen i jeszcze silniejszej adrenaliny. Wydarzenie z baru Cocolino uzmyslowilo nam, jak krotkie i jak nieoczekiwanie szybko moze zakonczyc sie zycie, i ze w zwiazku z tym trzeba z niego korzystac na maksa! I takie wlasnie roznice spowodowaly nasze oddzielenie sie od grupy emeryckiej.Zyjemy ostro ale dzieki temu nie mamy wrazenia ze zycie przeplywa nam miedzy palcami. Nikt nie wie w ktorym momencie jest mu pisane odejsc ,uwazamy wiec( my JELOPY no i Szef oczywiscie tez) ze kazda chwile trzeba przezyc jak najlepiej i jak najmocniej. Jesli chcemy zyc tak jak lubimy musimy zaakceptowac pewne ryzyko.Emeryci unikali ostrych miejsc jak Francuz burzy,ale nam Zolnierzom nie sa straszne okolice, w ktorych nieodlacznym elementem jest przemoc, narkotyki i seks. Dlatego nie jezdzimy z emerytami na wczasy all inclusive na Dominikane czy tez inna Utile, tylko towarzyszymy Szefowi, ktory stara sie nam zapewnic maksimum rozrywek.
Bar Cocolino/Cocalito - miejsce wczorajszej tragedii. Dzis wszystko juz posprzatane i zaraz zostanie otwarty. Szef cierpliwie na to czeka...

Wszedzie pelno tu kowboi - a to na koniach, a to na motorach, a nawet w autobusach...
Szef spieszyl sie bardzo do miasta Chiquimuli. Mimo peknietej opony kierowca nie smial zatrzymac autobusu. Jechal na samej feldze przez 30 kilometrow...
A to zdjecie sprzed paru dni z Hondurasu. Kolejna dziewczyna Szefa (wielbicielki pchaja sie do hoteli Szefa drzwiami i oknami, lecz Szef jest bardzo wybredny i musimy wyrzucac te, co nie przejda Selekcji)...

olnierz DWA w TYM CZASIE dba o bezpieczenstwo Szefa.

poniedziałek, 24 listopada 2008

STRZELANINA

Dzisiejszej nocy naprawde przestalo byc smiesznie. Guatemala, kraj o jednej z najwyzszych wskaznikow zabojstw i przemocy na swiecie, pokazala Szefowi i Zolnierzom swoje pazury. Nawet Szef byl tym dniem lekko wstrzasniety, co z kolei wstrzasnelo zolnierzami, bo nie widzieli jeszcze, zeby Szef okazywal strach.

Wieczorem, po zakonczonych interesach Szefa Szef zbiera zolnierzy i ida do najwiekszego burdelu w miescie. Zabawa trwa tam w najlepsze juz od samego rana, i nikt nie moze sie spodziewac, jak tragicznie ten dzien sie skonczy.

Burdel Cocolino od razu przypadl Szefowi do gustu Szefa. Miejsce to ma w sobie cos z czaru dzikiego zachodu. Bawia sie w nim glownie miejscowi kowboje, oraz biznesmeni przemyslu bananowego – oraz producenci komponentow bananowych. Jak mowi Szef, pieniadze ni e sa z bananow a z owych tajemniczych komponentow. Szef ma zawsze racje.

Profesje te lacza sie z posiadaniem broni. Szef i Zolnierze zaczeli sie juz przyzwyczajac, ze na gwatemalskim wybrzezu wszyscy miejscowi chodza z pistoletami zatknietymi za paski spodni czy wystajace z kieszeni.

Szef potrafi bardzo dobrze bawic sie w takim towarzystwie. Burdel Cocolino jest wyposazony poza klientami w podloge, ktora nigdy nie jest czysta i uwalana wszelkimi mozliwymi wydzielinami wlacznie z krwia, ekonomiczne w swojej cenie piwo BRAHVA, oraz DZIWKI. :)

Dziwki niestety w wiekszosci sa grube i brzydkie, nastawione na klientele - lokalnych kowbojow. Ale i w tym lamusie znalazlo sie kilka perel - m.in. ZABKA, CZARNA, i potem odnalezione w lokalu obok niestety zajete na cala noc CZERWONE DIABELKI.

Klimat lokalu Cocolino najlatwiej odczuc, wlaczajac filmik ktory jest 2 posty nizej. Meksykanska muzyka z gatunku RANCHERA, nastrojowo przyciemnione wnetrze i litrowe butelki piwa... Oto nasz styl ulubiony.

Wydawalo sie, ze wieczor i noc uplyna na takiej wlasnie lekkiej zabawie. Ale od pewnego momentu zaczelo sie robic coraz mniej zabawnie.

Zolnierz DWA po ktoryms z kolei piwie czujnie zawaza, ze kowboje z sasiedniego stolika wyjeli bron i zaczeli ladowac do magazynka naboje. Uwaga ta nieco niepokoi Szefa:

- Nie lubie siedziec plecami do gosci z bronia.

W tym lokalu jednak trzeba to robic, bo co drugi klient ma pistolet w zasiegu reki. Jest to tutaj standartowy element garderoby, tak jak w niektorych srodowiskach krawat, a w innych mocherowy beret.

Klinci obok po zaladowaniu pelnego magazynka wstaja i wychodza. Jest ich dwoch. Pistolet wlozyl sobie miejscowym zwyczajem w gacie (kabury nie weszly jeszcze do mody), a widac facet dba o bezpieczenstwo swojego kutasa, bo zamiast z przodu, wlozylk bron od tylu.

- W razie czego tylko sobie kawalek poldupka odstrzeli - dowcipnie zauwaza Zolnierz Jeden.

W drzwiach wyjsciowych z knajpy cos sie zaczyna dziac. Ktos wyrywa naszemu kowbojowi jego pistolet z gaci, ktory zreszta sam zapraszajaco wystawal, krotka szamotanina.

BACH--BACH!!!!

Ekipa Szefa jest pierwsza, zeby zareagowac na strzaly.

Jak sie ktos filmow naogladal i mysli ze rzucilismy sie z szabla na czolgi, to sie myli.

Spierdalalismy szybko z pola strzalu, lby trzymajac przy ziemi i starajac sie jak najszybciej znazc za odpowiednio gruba sciana. Wbiegajac na schody prowadzace do pokojow panienek, uslyszelismy kolejne strzaly. Na gornym pietrze przeczekalismy sprawe do konca. Jedna z grubych dziwek smiala sie do rozpuku z calego zdarzenia.

Zeszlismy na sale nizej. Zabojca juz zwial. Dwaj postrzeleni/zastrzeleni kowboje lezeli na ziemi. Jeden (sam pakowal sobie w magazynek kule, ktore go zabily) dostal dwa razy w korpus, i nie ruszal sie. Drugi dostal raz, i probowal nawet koslawo wstawac.

Wszyscy klienci znikneli z burdelu w jednej chwili. My schowalismy sie na piwie w innym lokalu i przez chwile zadumalismy sie nad kruchoscia ludzkiego zycia. Facet siedzi przy nas, pije piwo, potem idzie do domu - i popelnia glupi blad wystawienia swojej broni kazdemu potencjalnemu zlodziejowi. Pare chwil potem lezy na ziemi, zdychajac.

Jedna z nieszczesnych ofiar:

Szef doglada ofiary zapakowane do ambulansu:

SZEFA INTERESY SZEFA

Spedzamy deszczowy niestety dzien w miasteczku Bananowym.

Miasteczko Szefowi sie podoba, a nawet czasem bardzo. Policja ukrywa sie wiekszosc czasu na bezpiecznym komisariacie. Co dugi miejscowy kowboj chodzi uzbrojony po zeby. Sa az dwa burdele, z tym ze niestety, pracuja w nich prawie same grube dziwki, co Szefa drazni.

Ale przede wszystkim Szef przyjechal tu robic interesy. Oto Szef w trakcie zalatwiania interesow w stolicy bananowej Szefa:
Tu Szef podziwia rozlewisko rzeki z mostu o ksztacie banana. Szef wybiera miejsce na budowe swojej nowej rezydencji Szefa:

Szef z Zolnierzami czeka przed hotelem na przybycie kontrahentow Szefa od spraw komponentow bananowych:
Caly swiat przybywa wlasnie tu, do tego zadupia, w jednym celu - aby nabyc banany. Ponizej - Szef wybral sie na wycieczke po okolicznych dzunglach.

niedziela, 23 listopada 2008

Szef sie Bawi

Tak Szef sie bawi najlepiej - w lokalu z panienkami, przy piwku, oraz kuchni i MUZYCE MEKSYKANSKIEJ.

Szef robi INTERESY

W Hondurasie i Salvadorze Szef jeszcze sie bawil. Miedzy innymi uzyczal sobie kapieli w Pacyfiku.






Oto jedna z fotografii ktora wykonalismy z zabaw szefa z maloletnimi dziewczynami, w jakich Szef gustuje...

Ale czasy zabawy sie skonczyly. Znalezlismy sie w Guatemali. W miescie, ktorego lokalizacji nie mozemy podac ze wzgledu na tajemnice biznesowe Szefa. Szef przyjechal tu prawie tylko w jednym celu -



w celu robienia INTERESOW SZEFA.







O interesach bedzie napisane wiecej w kolejnym wpisie jeszcze dzisiaj. Teraz ruszamy z Szefem zeby zajac sie pewnym kontrahentem ktory probowal Szefa wycyckac na pare dolarow. No rozumiecie, Szef dopiero przybyl do miasta, i musi pokazac miejscowym, z kim maja do czynienia.






DO miasta nie prowadzi zadna droga. Szef bez problemu wynajal wiec motorowke






Szef plynie motorowka Szefa-







A oto BANANA TOWN ' glowne centrum miedzynarodowego handlu bananami. Szef od razu wiedzial, ze w TYM MIESCIE INTERESY BEDA OBIECUJACE.







Wieczorem, po udanych interesach, Szef postanowil wypic drinka. Miasto uruchomili dla Szefa na ta okazje FABRYKE LODU. Juz nie wspominamy, ze rowniez inne fabryki - z komponentami do bananow - tez zostaly uruchomione.




Oto zamowienie Szefa na Lod do drinkow Szefa-