Przez ostatnie dni nie dawalismy nowych postow, i to nie dlatego, ze sie nam nie chcialo, a ze jest problem z odczytaniem zdjec - na karte pamieci jedynego posiadacza aparatu (Zolnierza Jeden) zakradl sie wirus. Do czasu odzyskania zdjec poczekamy wiec z relacjami z takich aktywnosci jak:
- Zbiorowe sikanie na lawe czynnego wulkanu.
- Antigua.
Oraz najlepsze:
- Konkurs pieknosci nad jeziorem Atitlan, na ktorym Szef byl glownym gosciem i glowa jury.
Teraz kilka ostatnich zdarzen.
Po parodniowych perypetiach ekipa Szefa dociera do miasteczka Panajahel nad jeziorem Atitlan. Pobyt mial byc krotki i relaksujacy, bo juz sie wydawalo, ze to spokojne turystyczne i wrecz emeryckie miasteczko, w ktorym nic sie nie dzieje a nawet nie ma w zasobach porzadnego burdelu.
Ale zycie chcialo, ze akurat tutaj Szefa naszla OCHOTA SZEFA.
Jak juz sie nauczylismy, JAK SZEF MA OCHOTE TO MA, A JAK JEJ NIE MA, TO NIE MA.
Ta zlota zasada Szefa powoduje, ze czasem Szef spedza noc spiac, albo planujac swoje kolejne posuniecia na arenie handlu bananami - biznesu od ktorego zalezy odzywianie i dobre samopoczucie calego swiata.
Zolnierze wtedy albo sie nudza, albo bawia sie sami w lokalach z panienkami.
Teraz jednak Szefa naszla ochota i to nie byle jaka, tylko MEGA OCHOTA.
ZOlnierze znowu wiec musieli przedzierac sie przez mroczne zaulki w poszukiwaniu dziewczyny dla Szefa. A najlepiej calego tabuna, bo Szef z megaochota ma naprawde mega ochote!
Po wielu kontaktach z miejscowymi, ktorych glownym zajeciem w zyciu jest handel srodkami psychoaktywnymi, uslyszelismy pogloski o lokalu o nazwie EL CANONAZO (czyli po polsku ,,wielkie dzialo,,). Wedlug informacji miejscowych, w tym lokalu ludziom ktorym udalo sie wejsc do srodka, uslugiwaly najlepsze dziewczyny importowane specjalnie z Wenezueli, Kuby i Kolumbii.
Miejsce, ukryte sprytnie w zaulku za kosciolem katolickim i obok targowiska wyglada niepozornie... (poznaje sie, jak nam wyjasnili informatorzy, po zielonych murach)
Zapewnienia miejscowych o panienkach z dalekiego swiata okazaly sie niestety, grubo przesadzone. Ale jak wiadomo, w kazdym lamusie znajdzie sie jakas perla. I tu znalazlo sie ich nawet kilka. A co najwazniejsze, byly robotne niczym dzikie malpy.
Tu mala dygresja, powiedzenie o dzikiej malpie wzielo sie z lokalu w San Jose na Kostaryce, gdzie Szef oficjalnie zainaugurowal rozpoczecie zycia megaruchacza. ZOlnierz zainteresowal sie tam dziewczyna, ktora co prawda byla wybitnie entuzjastyczna i miala wspaniale cialo, ale jak Zolnierz Olo stwierdzil, ma ,,rysy malpy,,. Zolnierz nie zrazony tym ulegl pokusie przetestowania panienki. Gdy wrocil, stwierdzil - Moze i twarz malpy, ale pierdolila sie jak malpa ze wscieklizna,,.
hehehe...
Szef zniknal ze swoja wybranka na zapleczu na blisko 2 godziny. Trwalo to tak dlugo, ze Zolnierz Jeden zaczal bardzo nerwowo krecic sie po lokalu, sadzac, ze Szef zostal juz pokrojony na sztuki i sprzedany np. na hamburgery (w koncu jestesmy w Gwatemali, gdzie takie i jeszcze gorsze rzeczy sa na porzadku dziennym). ZOlnierz rozwazal nawet zbrojne wdarcie sie na pokoje panienek zeby sprawdzic, czy wszystko z Szefem w porzadku. ALe to nie bylaby dobra opcja, bo jak wiadomo Szef moglby sie zezloscic ze sie mu przeszkadza. A Szef bywa strasznym Szefem. Albo co gorsza, Szef moglby pomyslec, ze skradaja sie po niego jakies zbiry, i zastrzelic Zolnierza ze swojego zlotego ,,canonazo,, Szefa.
Na cale szczescie Szef z wybranka po 2 godzinach zjawili sie spowrotem. Panienka byla ledwie zywa i jestem pewien ze gdyby to trwalo jeszcze z 10 minut, to Szef zajebalby ja na smierc.
No ale tak to bywa, jak Szef ma mega ochote.
Szef usiadl, upil piwka, i wskazal reka w kierunku baru, a raczej ustawionego tam rzedu dziwek:
- Biezemy je wszystkie, Zolnierzu!...
Tego dnia Szef wyprawial rozne rzeczy, takie jak proba zostania w burdelu do rana (niestety nie dogadalismy sie z menagerem na temat abonamentu 24-godzinnego all inclusive, Menagerowi zalezalo bowiem na tym, by jego podopieczne przezyly do nastepnego dnia) ,wiec Zolnierz musial niemal sila zaprowadzic Szefa do hotelu.
Po drodze Zolnierz dokonal obserwacji okolicy baru, bo jak wiadomo, w takich miejscach w srodku nocy najlatwiej wpasc w zasadzke jakis bandziorow. Zostal zauwazony jeden pijaczek, ktory wyraznie zmierzal w kierunku Szefa. Zolnierz zasugerowal Szefowi pojscie przodem ulicy, a sam skryl sie za rogiem czekajac na wroga. Jednak pijaczek zanim doszedl do rogu, poslizgnal sie (zapewne na skorce od banana, ktora rzucil Szef) i skrecil sobie kark uderzajac o kraweznik.
O 8:00 rano Szef wstal, zjadl sniadanie, i wrocil do CANONAZO na male bombardowanie dzialem...