poniedziałek, 24 listopada 2008

STRZELANINA

Dzisiejszej nocy naprawde przestalo byc smiesznie. Guatemala, kraj o jednej z najwyzszych wskaznikow zabojstw i przemocy na swiecie, pokazala Szefowi i Zolnierzom swoje pazury. Nawet Szef byl tym dniem lekko wstrzasniety, co z kolei wstrzasnelo zolnierzami, bo nie widzieli jeszcze, zeby Szef okazywal strach.

Wieczorem, po zakonczonych interesach Szefa Szef zbiera zolnierzy i ida do najwiekszego burdelu w miescie. Zabawa trwa tam w najlepsze juz od samego rana, i nikt nie moze sie spodziewac, jak tragicznie ten dzien sie skonczy.

Burdel Cocolino od razu przypadl Szefowi do gustu Szefa. Miejsce to ma w sobie cos z czaru dzikiego zachodu. Bawia sie w nim glownie miejscowi kowboje, oraz biznesmeni przemyslu bananowego – oraz producenci komponentow bananowych. Jak mowi Szef, pieniadze ni e sa z bananow a z owych tajemniczych komponentow. Szef ma zawsze racje.

Profesje te lacza sie z posiadaniem broni. Szef i Zolnierze zaczeli sie juz przyzwyczajac, ze na gwatemalskim wybrzezu wszyscy miejscowi chodza z pistoletami zatknietymi za paski spodni czy wystajace z kieszeni.

Szef potrafi bardzo dobrze bawic sie w takim towarzystwie. Burdel Cocolino jest wyposazony poza klientami w podloge, ktora nigdy nie jest czysta i uwalana wszelkimi mozliwymi wydzielinami wlacznie z krwia, ekonomiczne w swojej cenie piwo BRAHVA, oraz DZIWKI. :)

Dziwki niestety w wiekszosci sa grube i brzydkie, nastawione na klientele - lokalnych kowbojow. Ale i w tym lamusie znalazlo sie kilka perel - m.in. ZABKA, CZARNA, i potem odnalezione w lokalu obok niestety zajete na cala noc CZERWONE DIABELKI.

Klimat lokalu Cocolino najlatwiej odczuc, wlaczajac filmik ktory jest 2 posty nizej. Meksykanska muzyka z gatunku RANCHERA, nastrojowo przyciemnione wnetrze i litrowe butelki piwa... Oto nasz styl ulubiony.

Wydawalo sie, ze wieczor i noc uplyna na takiej wlasnie lekkiej zabawie. Ale od pewnego momentu zaczelo sie robic coraz mniej zabawnie.

Zolnierz DWA po ktoryms z kolei piwie czujnie zawaza, ze kowboje z sasiedniego stolika wyjeli bron i zaczeli ladowac do magazynka naboje. Uwaga ta nieco niepokoi Szefa:

- Nie lubie siedziec plecami do gosci z bronia.

W tym lokalu jednak trzeba to robic, bo co drugi klient ma pistolet w zasiegu reki. Jest to tutaj standartowy element garderoby, tak jak w niektorych srodowiskach krawat, a w innych mocherowy beret.

Klinci obok po zaladowaniu pelnego magazynka wstaja i wychodza. Jest ich dwoch. Pistolet wlozyl sobie miejscowym zwyczajem w gacie (kabury nie weszly jeszcze do mody), a widac facet dba o bezpieczenstwo swojego kutasa, bo zamiast z przodu, wlozylk bron od tylu.

- W razie czego tylko sobie kawalek poldupka odstrzeli - dowcipnie zauwaza Zolnierz Jeden.

W drzwiach wyjsciowych z knajpy cos sie zaczyna dziac. Ktos wyrywa naszemu kowbojowi jego pistolet z gaci, ktory zreszta sam zapraszajaco wystawal, krotka szamotanina.

BACH--BACH!!!!

Ekipa Szefa jest pierwsza, zeby zareagowac na strzaly.

Jak sie ktos filmow naogladal i mysli ze rzucilismy sie z szabla na czolgi, to sie myli.

Spierdalalismy szybko z pola strzalu, lby trzymajac przy ziemi i starajac sie jak najszybciej znazc za odpowiednio gruba sciana. Wbiegajac na schody prowadzace do pokojow panienek, uslyszelismy kolejne strzaly. Na gornym pietrze przeczekalismy sprawe do konca. Jedna z grubych dziwek smiala sie do rozpuku z calego zdarzenia.

Zeszlismy na sale nizej. Zabojca juz zwial. Dwaj postrzeleni/zastrzeleni kowboje lezeli na ziemi. Jeden (sam pakowal sobie w magazynek kule, ktore go zabily) dostal dwa razy w korpus, i nie ruszal sie. Drugi dostal raz, i probowal nawet koslawo wstawac.

Wszyscy klienci znikneli z burdelu w jednej chwili. My schowalismy sie na piwie w innym lokalu i przez chwile zadumalismy sie nad kruchoscia ludzkiego zycia. Facet siedzi przy nas, pije piwo, potem idzie do domu - i popelnia glupi blad wystawienia swojej broni kazdemu potencjalnemu zlodziejowi. Pare chwil potem lezy na ziemi, zdychajac.

Jedna z nieszczesnych ofiar:

Szef doglada ofiary zapakowane do ambulansu:

5 komentarzy:

bastek pisze...

no wiec komponenty do bananow trzeba bedzie teraz szukac w innym burdelu

Tomek pisze...

Jak widać tam gdzie jestescie nie tylko szef sie troszczy o swojego banana i kartofle.

kuba pisze...

akcja jak z Crime Story, dobrze, że szczęśliwie zakończona dla Szefa i jego żołnierzy ;) choć jak była strzelanina w Pruszkowie, to wszyscy lecieli w tamtym kierunku zobaczyć co sie dzieje :)))

Administracja Wycieczki Szefa pisze...

hejka chlopaki
to zdarzylo sie naprawde i ludzie tez zgineli a przynajmniej jeden
czesto robimy sobie jaja ale tu nie
jazda byla na calego i cale szczescie ze nikomu z nas nic sie nie stalo
tu rzeczywiscie jest jak na dzikim zachodzie w XIX wieku
kazdy, no prawie ma bron i wystarczy byle pretekst
u nas w kraju moze wydawac sie to nierealne ale naprawde tak jest
gdymy chlopaki z klubu widzieli jak tu obchodza sie z bronia :(((
normalnie tragedia
a prawie kazdy ma dostep

Ella pisze...

no no, ale macie refleks ! chrońcie Szefa i swoje tylki, co byście mogli wasze wesole przygody i dzielne czyny opiewać ku ogólnej uciesze :)