wtorek, 25 listopada 2008

NASZA PODROZ PRZEZ KRAJE RYZYKA

Ruszylismy w glab Gwatemali w poszukiwaniu jeszcze mocniejszych wrazen i jeszcze silniejszej adrenaliny. Wydarzenie z baru Cocolino uzmyslowilo nam, jak krotkie i jak nieoczekiwanie szybko moze zakonczyc sie zycie, i ze w zwiazku z tym trzeba z niego korzystac na maksa! I takie wlasnie roznice spowodowaly nasze oddzielenie sie od grupy emeryckiej.Zyjemy ostro ale dzieki temu nie mamy wrazenia ze zycie przeplywa nam miedzy palcami. Nikt nie wie w ktorym momencie jest mu pisane odejsc ,uwazamy wiec( my JELOPY no i Szef oczywiscie tez) ze kazda chwile trzeba przezyc jak najlepiej i jak najmocniej. Jesli chcemy zyc tak jak lubimy musimy zaakceptowac pewne ryzyko.Emeryci unikali ostrych miejsc jak Francuz burzy,ale nam Zolnierzom nie sa straszne okolice, w ktorych nieodlacznym elementem jest przemoc, narkotyki i seks. Dlatego nie jezdzimy z emerytami na wczasy all inclusive na Dominikane czy tez inna Utile, tylko towarzyszymy Szefowi, ktory stara sie nam zapewnic maksimum rozrywek.
Bar Cocolino/Cocalito - miejsce wczorajszej tragedii. Dzis wszystko juz posprzatane i zaraz zostanie otwarty. Szef cierpliwie na to czeka...

Wszedzie pelno tu kowboi - a to na koniach, a to na motorach, a nawet w autobusach...
Szef spieszyl sie bardzo do miasta Chiquimuli. Mimo peknietej opony kierowca nie smial zatrzymac autobusu. Jechal na samej feldze przez 30 kilometrow...
A to zdjecie sprzed paru dni z Hondurasu. Kolejna dziewczyna Szefa (wielbicielki pchaja sie do hoteli Szefa drzwiami i oknami, lecz Szef jest bardzo wybredny i musimy wyrzucac te, co nie przejda Selekcji)...

olnierz DWA w TYM CZASIE dba o bezpieczenstwo Szefa.

1 komentarz:

kuba pisze...

Jak tam jest tak niebezpiecznie, to ja bym sie bał nosić na wierzchu taki kozik, bo jeszcze ktoś go wyjmie i wsunie facetowi między żebra (jak tamtemu, co sam na siebie naładował guna) :/