wtorek, 25 listopada 2008

SALVADOR czesc 2 - PERQUIN

Wizyta u meksykanskiego przyjaciela Szefa niestety trwala tylko jeden dzien, bowiem przyjaciel musial wyjechac w interesach (bananowych naturalnie). Ale gorski klimat i swieze powietrze Perquin tak sie Szefowi sposobaly, ze postanowil aby zostac tu jeszcze troche.

Na pobyt Szefa wladze miasteczka zorganizowaly festyn, ktory zabepieczala miejscowa policja:
Niestety, w miasteczku nie bylo ZADNEGO z lokali, jakie Szef lubi najbardziej. Ale znalezlismy inne ciekawe zajecia rekompensujace brak mariachis i panienek na najblizsze 24 godziny.
Perquin jest bowiem miasteczkiem, ktore bylo centrum dzialan partyzanckich w okresie wojny w Salvadorze. Byli partyzanci bardzo ucieszyli sie z wizyty Szefa. Chetnie oprowadzili Szefa i jego Zolnierzy (Szef nie ma pelnego zaufania do miejscowych) po glownych miejscach walk, oraz po skladowiskach broni na wypadek wznowienia walk.

Opowiedzieli tez nam o sprytnym sposobem, w jaki zalatwili generala odpowiedzialnego za masakre w sasiednim Mozote. Podlozono ubrudzone krwia zwierzat radiostacje w poblizu miejsca wybuchu bomby. Helikopter z generalem na pokladzie zabral radiostacje i gdy wzniosl sie w powietrze, uzyto detonatora radiowego - w srodku radiostacji byla ukryta bomba. Tyle zostalo z generalskiego helikoptera:

2 komentarze:

Tomek pisze...

No wreszcie rozpoczela się prawdziwa przygoda a nie jakas maruderska przejazdzka. Gratuluje gustu szefowi i zycze przyjemnej zabawy - bananowy Joe.

bastek pisze...

dostalem cynk od miejscowych kapusi ze w miasteczku specjalnie na przyjazd Szefa otwarli na nowo Klub "VIRGEN" z najlepszymi chicas i bananami